Nagle ktoś do mnie podszedł. Był to mężczyzna, brunet. O
tak, śliczny brunet z niebieskimi oczami. Wpatrywał się we mnie, a po chwili
usiadł. Przedstawił mi się, ale niestety nie zapamiętałam jego imienia.
Wypytywał mnie o mój związek z Harry’m, a także z Zayn’em. Starałam się unikać
szczegółów, ale pijany człowiek mówi wszystko jak leci…niestety.
Przebudziłam się kolejnego dnia w swojej sypialni. Promienie
słońca wbijały się na siłę do mojego pokoju, a płatki śniegu topiły na oknie.
Uśmiechnęłam się na ten widok i powoli wstałam. Nie zdążyłam jeszcze tego
zrobić, a Malik wbiegł do pokoju w niezbyt dobrym humorze. Cmoknęłam delikatnie
jego usta na powitanie, ale czułam, że za chwilę coś nastąpi. Przez ten czas
nauczyłam się czytać z jego oczu, twarzy. Były pełne obaw… Nie uśmiechały się
do mnie, a wręcz przeciwnie, ostrzegały mnie. Ale przed czym? Próbowałam sobie
przypomnieć wydarzenia ze wczorajszego dnia… ale nic. Pustka. Położyłam
delikatnie dłoń na jego ramieniu i skierowałam się do szafy. Ten jak mój cień
podążył za mną. Wybierałam ubrania z szafy. Ze względu, że czeka mnie dużo
przygotowań na Wigilię ubrałam szare spodnie z dresu i niebieską bokserkę.
Udałam się do łazienki, jednak ktoś wszedł za mną. Spojrzałam na jego
zmartwioną twarz w lustrze. Nic nie mówił, stał i patrzał na mnie… Tak jak
jeszcze nigdy. Nie był na mnie zły, nie cieszył się z powodu dzisiejszego dnia.
Był taki inny. Takiego Malika jeszcze nie znałam. Odwróciłam się w jego stronę,
w samym staniku, i oparłam czoło na jego. Przez chwilę wpatrywałam się w jego
oczy, ale nie potrafiłam dłużej znieść tej dziwnej i niepokojącej ciszy.
- Zayn- zaczęłam cicho szeptając- co się stało?- jednak ten
nic nie odpowiedział. Ujął moją twarz w swoje ciemne, wytatuowane ręce i
delikatnie musnął moje usta.
- Nic, ani nikt nigdy nas nie rozdzieli.- pierwsze i chyba
ostatnie słowa jakie miał zamiar wypowiedzieć. Wziął mnie na ręce i skierował
się ze mną do pokoju. Całował mnie powoli i zachłannie. Pieścił moje ciało,
jakby miał to być nasz ostatni raz. Zdejmował na zmianę ubrania, moje, jego,
moje, jego, aż w końcu leżeliśmy oboje nadzy. Nie śpieszyło nam się.
Napawaliśmy się sobą. Najlepszy prezent Wigilijny jaki dostałam- Jego. Mojego
kochanego Mulata, który przy mnie zawsze jest i wiem, że zawsze będzie.
Muskałam całe jego ciało, bawiłam się jego włosami, zatapiałam się w
czekoladowych oczach. Po chwili ktoś zapukał do pokoju, jak dobrze, że w ogóle
zapukał! I musieliśmy przerwać nasze pieszczoty. Porwałam szybko prześcieradło
i udałam się do łazienki. Myłam się i przebierałam, gdy wyszłam zobaczyłam
Malika siedzącego z Harrym naprzeciwko siebie. Byli tak pochłonięci rozmową, że
nawet mnie nie zauważyli. Oparłam się o ścianę i przysłuchiwałam się im.
- Co masz zamiar z tym
zrobić?
- Jak to co?-
odpowiedział lekko poddenerwowany Zayn- to tylko media. Facet po prostu ją
wykorzystał. Nie pozwolę jej zranić. Teraz są święta, pewnie o tym zapomną-
uśmiechnął się sztucznie do chłopaka i już miał kontynuować, ale mu przerwałam.
- Fajnie się was słuchało- pokazałam im język, przysiadając
się do Zayn’a.- nie mam nawet zamiaru się w to wgłębiać- uprzedziłam widząc ich
przestraszone twarze. Chwyciłam dłoń mulata i udałam się na dół, do kuchni.
Każdy już był po śniadaniu, tylko nie ja. Zrobiłam sobie naleśniki z nutellą i
przysiadłam do chłopaków. Myślałam długo nad tym, o czym rozmawiają, aż w końcu
im przerwałam.
- Ei, a może tak kupimy choinkę i ją przystroimy?-
zlustrowałam każdego z nich i doszłam do wniosku, że podoba im się ta
propozycja. Wstałam i udałam się do pokoju, aby się przebrać. Wiedziałam, że
mają zamiar jechać na miasto, a ja nie chciałam wyglądać jak jakiś idiota. Nie
miałam na nic pomysłu, więc wyciągnęłam z szafy legginsy w paski, bordowy
sweter i kurtkę, którą pokochałam za swoją wyjątkowość. Jej skórzane rękawy i
lekko zielony kolor idealnie współgrał z moją karnacją. Zbiegłam po schodach,
gdzie czekał na mnie Harry i Louis, gdyż to właśnie z nimi miałam jechać po
choinkę, i założyłam na nogi czarne oficerki. Wzięłam jeszcze tylko swoją torbę
i ruszyłam za chłopakami. Harry otworzył mi drzwi i wsiadłam do czarnego vana.
Siedziałam pomiędzy nim a Louisem, który co chwila szturchał mnie w ramię.
- Lou, bałwanie skończ!- zaśmiałam się, gdy wychodziliśmy z
samochodu, a ten ciągle mnie zaczepiał.
- Bałwanie, powiadasz?- zrobił groźną minę, a po chwili
pociągnął mnie za rękę i przerzucił przez ramię.- ja Ci pokażę bałwana, jak
zaraz w choinkach wylądujesz- wchodziliśmy do galerii, a wzrok wszystkich
kierował się na nas.
- Louis, zostaw ją- rozkazał mu Hazza.
Podszedł
do niego i wziął mnie w swoje silne dłonie. Znów to robiłam. Znów zatopiłam się
w jego ślicznych, zielonych oczach. A przecież obiecałam sobie, że nigdy więcej
tego nie zrobię. Obiecałam sobie, że już nigdy nie spojrzę na niego w TEN
sposób. A robię to motorycznie… Z każdym dniem brakuje mi jego uścisku, dłoni i
wspaniałych zielonych oczu. Co się ze mną dzieje? Wpatrując się w jego oczy,
stopniowo nasze twarze się zbliżały, gdyby nie Louis, który zaczął mnie
łaskotać, pewnie doszło by… No właśnie do czego by doszło? Do czegoś czego
oboje tak bardzo pragniemy, ale jest nam zabronione? Co by się stało gdyby w
tym momencie, przy całym świecie Alicja Kamińska pocałowała swojego byłego?
Nie miałam czasu, aby się nad tym zastanawiać. Harry
postawił mnie na ziemię i razem z Tomlinsonem poszli oglądać choinki. Zostawił
mnie. Samą. Tutaj. Dlaczego? Co mu zrobiłam? Kim dla niego byłam? Wpatrywałam
się w ludzi przechodzących obok mnie. Mimo panującego pośpiechu, na ich
twarzach gościł uśmiech. Promienny i szczery, od serca. Co myśleli sobie,
mijając smutną blondynkę, ze łzami w oczach? Są święta…dlaczego nie potrafię
się tym cieszyć? Co jest takiego w Stylesie, czego nie ma Malik? Dlaczego nie
potrafię być wobec niego taka jak wobec Harry’ego? Co takiego mi zrobił? Co ja
zrobiłam Harry’emu? Wszystko to wydawało się dla mnie tak skomplikowane, a
przecież było oczywiste. Nie mogę zranić Zayna, kocham go. A więc dlaczego tak
ciągnie mnie do Styles’a? Dlaczego, gdy tylko go widzę w moim brzuchu zjawiają
się dziwne skurcze? Dlaczego nie potrafię nie odwzajemnić jego uśmiechu? Po co
się z nim bawię? Jaki jest powód noszenia mnie na rękach? Po co to wszystko?
Skoro i tak jesteśmy według niego dla siebie NIKIM.
Rozejrzałam się po centrum i zauważyłam chłopców niosących
przepiękną, dużą choinkę. Uśmiechnęłam się delikatnie w ich stronę i udałam się
do wyjścia. Nie spojrzałam na niego. O, nie. Nie tym razem. Ominęłam go
wzrokiem. Wsiadłam do pojazdu i klikałam coś w telefonie. Napisałam do Zayna,
do mamy, a także do Asi, z którą nie rozmawiałam wieki. Wigilia to dzień w
którym wszystko sobie przebaczamy… a więc może ona w końcu odpisze? Poczułam
delikatną wibrację w mojej ręce, spojrzałam na ekran i ujrzałam, coś. Coś,
czego nie chciałam widzieć już nigdy. Jego numer. Jego imię i jego śliczne
oczy.
,, Ala… spójrz na mnie. Dlaczego? Dlaczego to robisz? Jaki
jest powód ciągłego omijania mnie? Proszę… wytłumacz mi to. Nie potrafię tego
zrozumieć. Nie rozumiem Ciebie. Harry xx’’
Uniosłam głowę delikatnie do góry i przekręciłam w jego
stronę. Spojrzałam na niego. Zrobiłam to czego chciał. Zawsze to robiłam.
Wykonywałam jego polecenia, tak jak chciał. Byłam jego poddaną, a on to
wykorzystywał. Maksymalnie. Nie odpowiedziałam nic, pokręciłam delikatnie głową
i odblokowałam urządzenie. Klikałam na każdy klawisz po woli, aż w końcu
wiadomość została wysłana.
,, Harry… nie potrafię tak na Ciebie patrzeć. Nie tylko ty
kogoś nie rozumiesz… Co ja mam powiedzieć o Twoim dzisiejszym zachowaniu?
Zostawiłeś mnie. Tak po prostu. Samą. Nie wiem czego chcę… Dziś, gdy znów na
mnie tak spojrzałeś… Ja… Przepraszam. Nie powinnam…’’
Zacisnęłam mocniej wargi i obserwowałam jego każdy ruch.
Zaciskającą wargę, oczy pełne smutku. Nie wiedziałam co teraz czuje. Czy
zrobiłam coś złego? Co mógł pomyśleć? Spojrzałam na niego ponownie, ale tym
razem nasze oczy się spotkały. Próbował mi coś powiedzieć, ale nie potrafił.
Spuściłam wzrok i wróciłam do pisania sms z Zaynem. Podjechaliśmy pod dom.
Każde z nas wyszło, a kierowca zaniósł choinkę do domu. Postawił ją w salonie,
gdzie czekała cała reszta. Musnęłam na powitanie usta Malika. Dopiero teraz
zrozumiałam… gdy poczułam jego bliskość. Co zrozumiałam? Że go kocham. Ale…
Tak, jest jedno ale. Gdy jestem blisko niego. Czuję się wyjątkowa, kochająca.
Jak jedyna dziewczyna w tym świecie. Ale gdy tylko tracę go z zasięgu wzroku… W
moich myślach zjawia się ON. Jego burza loków, jego dołeczki w policzkach. Czy
to normalne? Czy nie powinnam w tym czasie myśleć o Maliku? Czy w moim życiu
jest cokolwiek normalnego?
- To jak stroimy?!- krzyknął uradowany Niall. Podniósł Martę
i okręcił wokół własnej osi. Ucałował delikatnie jej szyję, na co pozostała
część, w tym ja, zrobiliśmy głośne ‘’Fuuu’’, a Ci tylko się zaśmiali. Liam i
Louis przynieśli bombki, łańcuchy i wszystko co potrzebne do przystrojenia,
tego wyjątkowego drzewka. Wszyscy chcieli brać w tym udział, więc choinka
wyszła bardzo ciekawa. Dodatkowo razem z Martą ozdobiłyśmy kominek i stół.
Dodałyśmy kilka świec. Efekt był spektakularny. Wszystkim bardzo nam się spodobało,
ale nie mieliśmy czasu na to, by robić sobie razem zdjęcia. Jedynie chłopcy jak
to oni, musieli coś zrobić. Owinęli Louisa lampkami na choinkę i je załączyli.
Ustawili się do zdjęcia i kazali nam je zrobić. Oczywiście zrobiłyśmy to i
pośpiesznie dodałyśmy na twittera. Nie obserwowałyśmy co dalej się działo, gdyż
musieliśmy się wyszykować na kolację Wigilijną i dojechać do rodzin. Razem z
Zaynem udałam się do naszej sypialni. Spakowałam do małej walizki potrzebne
ubrania, a na siebie nałożyłam zwykłe jeansy, koszulę jeansową a na to brązowy
płaszczyk. Wybrałam listonoszkę w kolorze brązu i buty emu, pod kolor. Zbiegłam
po schodach niosąc w ręce małą walizkę. Pożegnałam się ze wszystkimi całusem w
policzek i wsiadłam do taksówki, w której czekał na mnie Mulat. Złapał moją
dłoń i delikatnie musnął. Uśmiechnęłam się i oparłam o jego ramię. Kierowca
zawiózł nas na lotnisko, gdzie nasz samolot miał za chwilę odlatywać.
Przeszliśmy pośpiesznie przez odprawę i zajęliśmy miejsca. Podzieliliśmy się
słuchawkami z mojego odtwarzacza i oboje zasnęliśmy. Obudził mnie miły głos
kobiety, która oświadczyła, iż za moment lądujemy. Spięłam się mocno, jak
zwykle i złapałam za dłoń chłopaka. Po chwili mogliśmy odpiąć pasy. Odetchnęłam
z ulgą, na co mulat się zaśmiał.
- Kochana jesteś- wyszeptał mi do ucha, a ja musnęłam jego
usta i pociągnęłam za sobą do wyjścia. Odebraliśmy nasze bagaże i weszliśmy na
olbrzymią halę, gdzie ludzie przemieszczali się jak małe mróweczki, które
pilnie muszą się gdzieś dostać. Malik objął mnie w pasie i skierował się do
wysokiej, ślicznej dziewczyny. Uściskał ją mocno i okręcił kilka razy. Po
chwili jednak przypomniał sobie o mnie. No tak, bo przecież ja jestem nic nie
warta i nie ma po co mnie zapamiętywać. Objął mnie ramieniem i zapoznał z brunetką.
Uśmiechnęłam się sztucznie i przytuliłam delikatnie jej mocno zbudowaną
sylwetkę. Podążyłam za Mulatem i jego siostrą do czarnego, wysokiego Land
Rovera. Wsiadłam na tył, razem z Zaynem i oparłam się o szybę samochodu.
Wszystko tutaj było inne. Inne niż w Londynie. Może i nie znajdywaliśmy się
najdalej od tego tętniącego życiem miasta, ale tutaj było… lepiej. Chciałabym
tutaj z nim zamieszkać. Budzić się rankiem i patrzeć na wschodzące słońce.
Muskać tors Zayna i opiekować się dziećmi. Niby tak nie wiele, a jednak zbyt
wiele. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego i wysiadłam z wysokiego pojazdu.
Chłopak zabrał moją walizkę i skierował się do dużego domu z cegły, z białymi
oknami i tego samego koloru drzwiami. Uśmiechnęłam się i pokonałam kilka stopni
prowadzących do tych ‘magicznych’ drzwi. Otworzyła nam mama (tak mi się wydaje)
Zayna i mocno go wyściskała. Mi także nie szczędziła uczuć i zostałam prawie
połamana. Starałam się być dla wszystkich miła, choć mój dzisiejszy humor nie
był do tego stworzony. Usiadłam w salonie na wielkiej, czarnej kanapie tuż obok
Zayna. Chłopak jednak chciał pokazać swojej rodzinie, iż jesteśmy blisko i bez
zastanowienia wziął mnie na ręce. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego i
oplotłam jedną ręką jego szyję. Siedzieliśmy tak chwilkę, jednak mama Zayn’a
zaproponowała nam udanie się do byłego pokoju jej syna i przygotowania się do
kolacji. Oboje się zgodziliśmy, gdyż pragnęliśmy chwili prywatności, gorącego
prysznica. Malik zabrał nasze walizki i poprowadził mnie na górę. Szliśmy
drewnianymi, starymi schodami z pięknie rzeźbioną barierką. Muskałam delikatnie
dłonią jej stare drewno i przypominałam sobie Polskę. Tam mieliśmy podobną.
Lubiłam na niej ‘’zjeżdżać’’, czy siadać na schodach i obserwować krople
deszczu uderzające o parapet. Przypomniały mi się też chwile spędzone z
Marcinem. Uwielbiałam siadać z nim na tych schodach i popijać gorące kakao.
- Kochanie, to tutaj- z transu rozmyślań wyrwał mnie mój
chłopak. Skierowałam się do niebieskiego pokoju, którego wnętrze kryło wiele
tajemnic. Na środku stało wielkie łóżko, pięknie zaścielone, a przed nim stała ogromna,
drewniana skrzynia. Mój wzrok przykuło drewniane, zniszczone biurko, nad którym
wisiała tablica korkowa wypełniona mnóstwem zdjęć. Było na nich wszystko. Mały
Zayn kąpiący się w wannie, czy jego zdjęcie z przyjaciółmi. Nie obyło się także
od zdjęć z dziewczynami… Co mnie troszkę zmartwiło. Dlaczego? Sposób w jakie na
nie patrzał był zupełnie inny. Był taki obojętny. Sztuczny uśmiech i udawane
pocałunki. Czy naprawdę było aż tak źle? Mulat widząc moje zainteresowanie
fotografiami podszedł do mnie i objął od tyłu. Znów to robił. Uwodził mnie.
Odwróciłam się i zaczęłam całować jego delikatne wargi. Nie potrafiłam żyć bez
jego pocałunków. Jeździłam delikatnie ręką po jego torsie.
- Co powiesz na kąpiel?- oderwał się delikatnie ode mnie,
pokiwałam głową na tak, a ten wziął mnie na ręce i wyszedł z pokoju. Otworzył
drzwi naprzeciwko z wielkim hukiem, co pewnie zaniepokoiło rodzinę Malika i
zamknął drzwi. Oderwaliśmy się od siebie i zaczęliśmy się rozbierać. Co chwilę całowaliśmy
się namiętnie… Chłopak puścił wodę i zaciągnął mnie pod prysznic. Miałam na
sobie jeszcze stanik, ale ten nie pozwolił mi na jego zdjęcie.
- Ta przyjemność należy do mnie- wyszeptał mi do ucha i
zwinnym ruchem go rozpiął. Uśmiechnęłam się pod nosem i powróciłam do jego ust.
Pieściliśmy wzajemnie swoje ciała, nie posuwaliśmy się do TEGO punktu, ale
napawaliśmy się sobą. W końcu po długiej i wyczerpującej ‘’kąpieli’’ wyszliśmy
okryci w ręczniki z łazienki. Pech chciał, że natknęliśmy się na ojca Malika.
Wspaniałe zapoznanie. Na holu, wychodząc w samym ręczniku z jednej łazienki z
jego synem. Brawo! Moją twarz momentalnie oblał rumieniec i delikatnie
przygryzłam wargę. Uśmiechnęłam się delikatnie i przywitałam z nim. Mężczyzna
wydawał się bardzo miły, a cała ta sytuacja go rozbawiła. Zayn popchnął mnie
delikatnie w stronę jego pokoju. Wbiegłam do niego z wielkim uśmiechem na
twarzy i zdjęłam z siebie ręcznik. Na szczęście chłopak zamknął już za sobą
drzwi. Schyliłam się do walizki i wyjęłam z niej granatową sukienkę w groszki z
brązowym paseczkiem, na ramiączkach. Nałożyłam ją na siebie, a na to
wyciągnęłam z walizki marynarkę koloru ekri, tak aby pasowała do koloru
groszków. Założyłam do tego jeszcze naszyjnik, buty na obcasie i specjalnie
kupioną torebkę. Przejrzałam się w lustrze i przeczesałam włosy. Malik stanął
za mną i oparł swoją głowę o moje ramię. Wyglądał komicznie, gdyż wykrzywił
dolną wargę w podkowę, a z oczu zrobił zeza. Zaśmiałam się i cmoknęłam go w
policzek.
- Choć bo się spóźnimy.- pociągnęłam go za rękę i powolnym
krokiem pokonywałam schody. Uśmiechnęłam się do jego rodzicielki i zajęłam obok
niej miejsce.
Po mojej prawej usiadł Malik i złapał moją dłoń pod stołem.
Uśmiechnęłam się delikatnie i wdałam w rozmowę z jego siostrą. Była bardzo
rozmowna i milsza niż na lotnisku. Krępowałam się każdym wykonanym ruchem.
Czułam na sobie wzrok wszystkich. Jego matki, ojca i sióstr. Starałam się być
miła dla wszystkich i z każdym rozmawiać, jednak nie zawsze mi to wychodziło. W
końcu kolacja dobiegła końca. Usiedliśmy wszyscy na czarnej kanapie i
zaczęliśmy rozpakowywać prezenty. Niestety przerwał nam w tym mój dzwoniący
telefon. Skrępowana wstałam i go odebrałam.
- Czego?- powiedziałam, gdy ujrzałam na ekranie numer Hazzy.
Jednak nie usłyszałam tam jego głosu. To nawet nie był męski głos. Obawiałam
się najgorszego- Taylor… ale przecież poznałabym jej głos. Czyż nie?
- Witam. Tutaj Clara Hastings, pielęgniarka szpitalu w
Londynie. Dzwonię do pani, gdyż to właśnie pani numer był wybrany, gdy doszło
do wypadku- słysząc te słowa coś we mnie drgnęło.
- Co?! Jakiego wypadku?!- krzyknęłam na cały głos i
wybiegłam z mieszkania- o co chodzi?!- z moich oczu momentalnie wypłynęła fala
łez.
- Pan Styles jadąc samochodem pod wpływem alkoholu wpadł w
poślizg i dachował. Dodatkowo samochód uderzył w drzewo, co spowodowało jego
wybuch.- wybuch?! Jaki kurwa wybuch?! Co ta baba pierdoli?! Czy je jestem jakaś
nie normalna?! To nie może dziać się naprawdę. On mi tego nie może zrobić. Nie
może w dzień Wigilii się zabić. Może i z nim nie jestem, może i traktuję go
czasami jak powietrze. Ale nigdy, przenigdy nie chciałabym by zginął. Kochałam
go. Tak. W pewnym sensie go kochałam i nigdy nie przestałam. Pewna część mnie
nadal należała do niego, tylko do niego. Nie potrafię znieść myśli, że to
właśnie z mojego powodu mógł się upić i spowodować tak ciężki wypadek. Dlaczego
go raniłam? Czy tak trudno było dać mu tą drugą szansę? Dlaczego to własnie
telefon ocalał?
- Ale…jak to, może mi pani powiedzieć coś więcej?!-
krzyczałam do słuchawki, jednak kobieta zachowała się tak jak gdyby nie
słyszała moich próśb.
- Jeśli pani chce, może pani przyjechać do szpitala na ulicy…-
rozłączyłam się, gdy tylko usłyszałam nazwę ulicy. Opadłam na schody, które
były pokryte białym puchem i zaczęłam płakać. Jak dziecko. Zastanawiało mnie
dlaczego? Po co jechał w nocy po pijanemu ulicami Londynu? Przecież mieliśmy
spędzać te święta z rodziną. Miało być tak wspaniale. A może to ja? Może
trafiłam nie do tej rodziny co powinnam? Z jaką sprawą do mnie dzwonił? Czy to
było coś ważnego? Czy kiedykolwiek się tego dowiem? Wszystkie wspólnie spędzone
chwile, spacery… czy to wszystko od tak przepadnie? Ten wyjątkowy moment.
Stoisz na scenie, miliony fanek Cię obserwują…a ON wybranek twojego serca… chce
byś z nim była. To było coś najwspanialszego w moim życiu. A ta scena?
Piosenka, którą śpiewał specjalnie dla mnie? Ogromne serce… Tak wiele dla mnie
zrobił. Kochał mnie, a ja przez jego jeden głupi błąd to wszystko skreśliłam.
Wykreśliłam go z mojego serca. Dlaczego? Teraz sama nie potrafię sobie
odpowiedzieć. To jak przypomnę sobie nasze kłótnie pod blokiem, widok
całującego się go z Taylor. Boli. Tak bardzo mnie to boli. Nie potrafię o tym
zapomnieć, chciałabym, ale nie umiem. Wszystko co dla mnie robił było
wyjątkowe, jego ciało było wyjątkowe. Nie troszczył się o mnie tak bardzo jak
Zayn. On po prostu był i mnie kochał, taką jaką jestem. Rozbawił… Jak to
możliwe, że mogę już nigdy więcej nie ujrzeć jego zielonych oczu? Jego
spojrzenia pełnego miłości? A co z jego dołeczkami? Czy kiedykolwiek je jeszcze
zobaczę? Silne ramiona oplatające moją klatkę… Wszystko to może się zakończyć.
Ot, tak. Po prostu. Ocierałam łzy… nie chciałam płakać. Jedyne czego teraz tak
naprawdę pragnęłam to go ujrzeć. To też postanowiłam. Wbiegłam do domu Malików
i skierowałam się do pokoju Zayna. Wyjęłam ciepły kożuszek i zapięłam walizkę.
Nie przebierając się zadzwoniłam po taksówkę i zbiegłam po schodach. Bez słowa
wytłumaczenia, zapłakana wybiegłam z domu. Zachowałam się jak idiotka, wiem to.
Powinnam powiadomić o tym Zayna. W końcu to jego najlepszy przyjeciel…ale nie…
wolałam być sama. Chciałam go ujrzeć. Tylko ja.
Wsiadłam do taksówki i kazałam zawieść się na lotnisko.
Modliłam się o to, by leciał samolot. Czy w Wigilię, w nocy będą latać? Mam
nadzieję, że tak. Bo muszę go ujrzeć. Muszę. Podjechaliśmy pod lotnisko…pech
chciał, iż żaden samolot nie leciał. Był tylko jeden. Do Paryża. Rozzłoszczona
wróciłam do samochodu i poprosiłam kierowcę o podwózkę do Londynu. Ten tylko
pokiwał znacząco głową i ruszył w trasę. Tkwiłam w nadziei, że go zobaczę.
Żywego. Jechaliśmy w ciszy…Starałam się nie myśleć o tym wszystkim, ale nie
potrafiłam. Telefon dzwonił nie przerwanie, aż w końcu nie wytrzymałam i
wyjęłam baterię. Oparłam głowę o szybę i obserwowałam ciche, spokojne miasto.
Mijając każde drzewo… przechodził przeze mnie dreszcz. Czułam się tak jak
gdybym to ja miała zginąć. Zaciskałam zęby na widok nadjeżdżającego z na
przeciwka samochodu. Łzy spływały po moim policzku odkąd wsiadłam do pojazdu. W
końcu nie wytrzymałam. Zasnęłam.
,,- Alicjo… zrobiłem to
dla Ciebie. Chciałem Ci się oświadczyć, ale najwidoczniej to nie było nam dane.
Kochałem i będę Cię kochał. Nie zależnie od wszystkiego. Nie potrafię bez
Ciebie żyć. Jesteś moim tlenem, moją inspiracją. Bez Ciebie moje życie nie ma
sensu. Lepiej będzie dla wszystkich. Pożegnaj się ze mną. Złóż na moich ustach
pocałunek i odejdź. Nie płacz, to nic nie da. Po prostu odejdź i bądź z nim
szczęśliwa. Kocham Cię’’
Oderwałam się spocona od siedzenia i przetarłam oczy.
Widziałam go. Jego twarz. Była jak zwykle idealna roześmiana, a on? On stał
przede mną jak gdyby nigdy nic i mówił to tak spokojnie. Rozejrzałam się i nie
było nikogo. Tylko ja i kierowca taksówki. Po chwili się zatrzymał i odwrócił w
moją stronę.
- Jesteśmy na miejscu- uśmiechnął się delikatnie i wskazał
na wysoki budynek szpitalny. Wręczyłam mu pieniądze i z walizką wybiegłam.
Przebiegłam cały korytarz, a gdy natrafiłam na pielęgniarkę, ta kazała mi udać
się na ósme piętro. Nie miałam czasu czekać na windę. Zostawiłam walizkę z
ubraniami i biegłam po schodach. Poddałam się i zdjęłam szpilki. W końcu
dotarłam. Skierowałam się do Sali numer 3 i… nie potrafiłam wejść. Byłam jedyną
osobą na korytarzu. Usiadłam na krześle i schowałam głowę w dłonie. Nikt nie wiedział.
Nikt oprócz mnie nie wie o tragicznym wypadku Harry’ego. Nawet jego
przyjaciele, po prostu nikt. Okryłam się mocniej płaszczem i ponownie
rozkleiłam. Chciałam go zobaczyć, ale nie potrafiłam. Bałam się widoku jego
zmasakrowanego ciała. Tego, że nie wytrzymam. Że będę chciała go pocałować,
porozmawiać. Nie mogę wyobrazić sobie MOJEGO Harry’ego w szpitalnym łóżku…
podpiętego do tylu aparatur. Załączyłam telefon i nie zwracając uwagi na
wiadomości od Malika, napisałam do niego.
,,Kocham Cię. Nikt,
ani nic tego nie zmieni. Pamiętaj. xx’’ Po chwili jednak napisałam jeszcze
jednego
,,Jestem w Londynie.
Nie martw się o mnie’’ Wysłałam, a w myślach dodałam ,,Martw się o swojego
najlepszego przyjaciela’’, jednak nie byłam na tyle silna by mu to napisać.
Wstałam z krzesła i podeszłam do jego drzwi… chciałam otworzyć, ale coś mi nie
pozwalało. Bo co chciałam tam ujrzeć? Chciałam zobaczyć cieszącego się życiem
chłopaka, a nie ‘’roślinkę’’. Tak bardzo się tutaj śpieszyłam, nie potrafiłam
znieść myśli stracenia go. Nadal nie potrafię. A teraz co? Tak po prostu nie
wejdę. Jestem tchórzem. Przełknęłam głośno ślinę i weszłam do Sali. Zrobiłam
to.
________________________________________________________________________
Hej!
Przepraszam, że nic tak długo nie dodałam- brak weny!:(
Przepraszam także, że ogólnie zaniedbałam wasze blogi... ale mało kiedy jestem na internecie.
Wakacje są i to wszystko jakoś tak...
No sami wiecie :)
Konkurs- nabór został zakończony i wyniki pojawią się do 07.07 :)
Kolejny rozdział pojawi się albo w sobotę, lub dopiero po 21.07 ! :)
JESTEM NIE OBECNA NA BLOGU OD 07.07- 21.07! :)
Całuski ! :)
P.s Jak myślicie Harry przeżyje?
A jeśli tak to z kim Ala jednak będzie?
Czy jeśli Harry umrze, Ala też się zabije?
Odpowiadajcie<3! :)
P.s2 Reklamy pojawią się jutro :)